4/18/2017

Chapter Three




Wdarli się do gabinetu czteroosobową grupą. Sakura i Shikamaru, zachowując nieskazitelne maniery, pozdrowili Hokage lekkim ukłonem. Reszta zrezygnowała z uprzejmości. Naruto był zbyt poruszony, by zawracać sobie tym głowę, zaś Sasuke… pozostał Sasuke. A od Sasuke nie otrzymywało się wyrazów szacunku.
Kakashiego wyraźnie uprzedzono, że o poranku może spodziewać się gości. Na ich widok odszedł od biurka i w porozumieniu z Uchihą sprowadził ich z piętra, do miejsca, gdzie - jak powiadano - przetrzymywali winnego.
Gdy pokonywali kręte korytarze, które znał już na pamięć, Naruto nie umknęło, że głowę Hatake zdobił dziś trójkątny kapelusz: część ubioru, której unikał albo zakładał okazjonalnie, gdy wymagały tego obyczaje zgromadzeń rady Daimyō Ognia. Prawdopodobnie w kontaktach z cudzoziemcami obowiązywał go kolejny wydany z góry nakaz. Naruto rozmasował nasadę nosa i przyjrzał się towarzystwu, które w milczeniu parło do przodu. Shikamaru cicho pogwizdywał i pstrykał na zapalniczce, Kakashi, idąc na przedzie, jak zwykle był uosobieniem beztroskiego opanowania, a Sasuke trzymał się niepokojąco blisko Sakury i Naruto nie wiedział jak to zinterpretować.
— Pokój medyczny? — odezwał się ponuro, kiedy minęli kolejno: bibliotekę, oszklone wejście do miejsca wypoczynkowego i podwójne, drewniane wrota sali bankietowej. Dalej czekały na nich jedynie wąskie schodki, które sprowadzały w dół — do pomieszczenia dla służby lekarskiej.
— Nie miałem lepszego pomysłu — powiedział Kakashi, zaczynając wędrówkę po stopniach. — Sasuke zarzekał się, że dzieciak nie będzie sprawiał kłopotów.
— Dzieciak? — zainteresowała się Sakura.
Hatake westchnął.
— Nie powiedziałeś jej?
— Nie — odrzekł Sasuke.
U samego dołu, gdzie schody ściągnęły ich już na wykładzinę w kolorze piasku, przed obliczem Hokage dygnęło dwóch skrytobójców z oddziału taktycznego. Stali równiutko po obu stronach drzwi, w pozycji na baczność. Mimo że na obszarze rezydencji nie było to konieczne, ich twarze przykrywała drewniana, malowana na biało oraz czerwono maska, służąca ochronie tożsamości. Zapewne nowicjusze, pomyślał Naruto. Skoro nie potrafili się z nimi rozstać, to powodem były przechwałki. Ale wybaczam, bo sam bym nosa zadzierał.
Sakura przedarła się na przody, strącając Uchihę. Ten zaś, co zdumiło Naruto, szarpnął do tyłu Kakashim, żeby i on nie wszedł jej w drogę. Uzumaki pomyślał o dotyku. O stanowczym zakazie. O Sasuke, który odkąd go wydał, dokładał wszelkich starań, aby nikt nie zagroził przestrzeni osobistej Haruno. Nikt. Poza nim.
— Jest w środku? — odezwała się do straży. Gdy to potwierdzili, raptowanie przekręciła wetknięty w zamek klucz. — Jest w środku — powtórzyła niepotrzebnie. Naruto zauważył, jak dłonie przyjaciółki zaciskają się na klamce.
Popatrzył na Sasuke, a on odwzajemnił to spojrzenie. Jego oczy zmieniły się. Zmieniały się często na przestrzeni lat: od wyważonych, lecz normalnych po zatrważająco bezduszne, jakby spotęgowane głębszą czernią, choć przecież z biologicznego punktu widzenia było to niemożliwe. Naruto sądził, że po Czwartej Wojne te oczy nie powrócą więcej do drugiej formy, znormalnieją, staną się wrażliwsze na emocje. Powiem Sakurze-chan, postanowił. Powiem jej, że i mnie zawiódł ten Sasuke; że i ja czuję się rozczarowany. Przestraszony.
— Sakura, spokojnie — powiedział Kakashi, wyrywając Naruto z rozterek. — Zapewniam najszczerzej jak potrafię, że ze strony tego człowieka nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo.
— N-nie w tym rzecz — mruknęła niepewnie.
Sasuke ustawił się tuż za Sakurą. Urósł tak bardzo, że jego oddech musiał drażnić ją dopiero na czubku głowy.
— Otwórz — polecił.
Sakura otworzyła.


Zobaczyła ogromne, wpatrzone w nią oczy; złote oczy. Owszem, złote. Niczym sztabka albo bursztyn wśród piasków. Przystanęła w progu, odwzajemniając ich spojrzenie — wnikliwe, ale przede wszystkim skrępowane. Udała, że to drugie ją obeszło i nareszcie, zadzierając wysoko głowę, wlazła śmielej do wnętrza pokoiku.
Chłopiec siedział na kozetce, przygarbiony, nagi od pasa w górę. Wyglądał na niewiele młodszego od niej. Sprawiał wrażenie zwyczajnego pacjenta po badaniu, a nie przestępcy, który zdołał wyprowadzić ją w pole. W bezczelny, okrutnie poniżający sposób. Miał grube brwi i dość szeroki nos, ale te cechy nie ujmowały mu urody. Jest ładny, stwierdziła Haruno. Ale urok nigdy nie starczał, aby przebaczono czyjeś błędy.
— Sakura! — oznajmił szybko, potrząsając włosami. Były średniej długości, brunatne, rozwichrzone.
W pokoju znaleźli się wszyscy z wyjątkiem Kakashiego. Sakura nie zdążyła nawet porządnie się zastanowić, czemu miałby rezygnować z uczestnictwa w dochodzeniu, gdyż nagle wydarzenia potoczyły się zbyt szybko, jedno po drugim.
Sasuke stanął u jej boku. Wtedy poczuła się niezręcznie, a całą tę nieustraszoność i zacięcie szlag trafił.
Naruto zapatrzył się w korytarz, lecz zaklął, gdy Hokage dał mu do zrozumienia, że zostaje na zewnątrz. Uzumaki zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
Chłopiec o złotych oczach poderwał się z miejsca i ukłonił nisko.
Ukłonił się jej. Sakurze.
— Erien — powiedział, wciąż zakłopotany. — Jestem Erien Shiden, pani!
Sakura zaniemówiła, słysząc te przeogromne pokłady szacunku, wręcz nabożności, które zawarł w głosie. Była dziś potwornie słaba i ociężała, ale sądziła, że możliwość porachunków przywróci jej siły albo przynajmniej wykrzesze potrzebny gniew, wiążący się z tamtym wieczorem. Zmartwiła się jednak, bo efekt był odwrotny - zmieszana, nie potrafiła wytrzymać jego spojrzenia. Spojrzenia, na oko, siedemnastoletniego chłopca, przed którym, delikatnie mówiąc, się ośmieszyła.
— T-to ty mi to zrobiłeś? — Pokazała mu ślad po zastrzyku, po czym skrzyżowała ramiona, opierając ciężar ciała na lewej nodze. Wiedziała, że wygląda niepoważnie.
Potwierdził skinieniem głowy.
— Możesz się teraz złościć. Później zrozumiesz. Później mi podziękujesz, docenisz. Przekonasz się, pani. Przekonasz się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest zapisane.
— Oszczędź nam tych bredni — wtrącił Sasuke. — Pochwal się lepiej jak ją przechytrzyłeś.
Erien spojrzał po wszystkich zgromadzonych, zatrzymując wzrok na Sakurze.
— Użyłem techniki transformacji i zamieniłem się w Sasuke. Podałem się za niego w liście i zaaranżowałem spotkanie.
— Na godzinę przed zachodem słońca — burknęła Sakura, opuszczając głowę. Recytowała słowo w słowo to, co zostało zapisane: — Pod wierzbą, za bramami. Chcę zobaczyć cię pierwszą.
— Dałaś się oszukać technikom transformacyjnym? — wycedził Shikamaru. — Nie rozśmieszaj mnie, Sakura. Przecież jest najprostsza do zdemaskowania. Nawet genini rzadko dają się zmylić.
Sakura zacisnęła ręce w piąstki. Wbiła wzrok w linoleum, którym wyłożono podłogę pokoju medycznego.
— A teraz jōnin — zadrwił Sasuke — jōnin dał się zmylić. Kakashi powinien nauczyć cię rozumu, obniżając twoją rangę.
— Przestań. — Naruto stanął w jej obronie. — Po pierwsze: to do niczego nie doprowadzi. Po drugie: nie mamy na to czasu. Poza tym, Sakurze-chan należy się odrobina zrozumienia.
Nie zgadzała się z Naruto — jej błąd nadal pozostawał niewybaczalny i karygodny. Powiedziałaby mu to, ale znieruchomiała. Sasuke zaskoczył ją tą jawną wrogością — podniesionym tonem, złym spojrzeniem. Rozumiała, że jej nieuwaga odpowiadała za wszystkie obecne kłopoty, ale on też się do nich przyczynił.
— Dlaczego Sakura-chan? — wrzasnął Naruto, kiedy sprawa techniki transformacji wreszcie ucichła.
— Znalazłem jej list… — odrzekł Erien. — Sasuke zostawił go w Getsugakure.
— A więc jednak — rzekł ostro i obrzucił Sasuke nieprzyjemnym spojrzeniem. — Jednak Getsugakure. Jak przewidywałem. — Gdy Uchiha nie zareagował, Naruto westchnął i zwrócił się do chłopca: — Jaki miałeś z tego użytek? Po co to spotkanie? To… podszywanie się? Po co to wszystko?
Ku zdziwieniu wszystkich, to od Sasuke otrzymał odpowiedź:
— Dla szantażu.
— Szantażu?
— Tak — potwierdził.
Sakura była zaskoczona tylko przez chwilę. Potem, wpatrując się w przestrzeń, połączyła fakty, posklejała układankę, stworzyła logiczną całość, która z perspektywy Eriena wydawała się dodatkowo niewątpliwa, nawet oczywista. Ten wniosek spowodował, że poczerwieniała na twarzy.
— On — odezwała się z wysiłkiem — myślał, że mnie i Sasuke-kun coś łączy?
— Sądziłem, że jesteście kochankami. — Erien wzruszył ramionami.
— No proszę — skomentował krótko Shikamaru.
— Ale nie jesteście, prawda?
Sakura zacisnęła usta. Ani myślała patrzeć teraz w jego stronę. Chciałaby zapaść się pod ziemię, po prostu się stąd zawinąć, nieważne gdzie.
— Nie — odparła, siląc się na normalny ton.
— Wiedziałem. Odkąd tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że moje przypuszczenia są nieprawdziwe. Nie mogłyby być prawdziwe.
Sakura nie potrafiła go rozszyfrować. Sam jak palec, w kraju oddalonym od rodzimego o dziesięć dni drogi… Zwyczajnie nie rozumiała. Niby potulnie ujawniał wszystko, czego żądano, lecz z drugiej strony to niezachwiane opanowanie grało jej na nerwach.
— Wiedziałeś? — powtórzyła głucho.
— Musiałem potwierdzić — wytłumaczył bez skruchy. — Mimo wszystko.
— Potwierdzić…
— Jak? — zapytał Sasuke.
— To nieistotne. — Sakura zakryła się włosami niczym tarczą. Była nieszczelna, krótka, lecz na tyle skuteczna, aby odizolować ją od wścibskich spojrzeń i tego jednego — mniej wścibskiego, co na wskroś potrafiło przeszywać. Tak intensywnie się wpatrywało. — Skupmy się na substancji — przybrała rzeczowy ton głosu, podnosząc głowę — może będę w stanie sobie pomóc, jeśli dowiem się, co dokładnie mi wstrzyknięto.
— Nie dasz rady — zapewnił ją Erien. — Gdyby był cień szansy, nie użyłbym tego jako materiału na szantaż. Zatrzymasz to jedynie w Getsugakure. W tym sęk, pani. Sasuke, aby ci pomóc, musi do nas wrócić, a my bardzo go potrzebujemy. Odmówił, więc musiałem interweniować.
Naruto głośno wciągnął powietrze, podszedł bliżej chłopca.
— Słyszałem o was. Słyszałem, że prowadzicie jakieś eksperymenty z czakrą. Macie też na pieńku z Krajem Śniegu.
— Niewiele o nas wiesz. Sasuke słabo spisał się jako szpieg.
— Niech cię diabli. Powiedz co z Sakurą-chan! Jak działa to… to coś? Cierpiała całą noc!
— Cierpiała? — zdziwił się chłopiec. Spojrzał na nią kontrolnie, a ona mimowolnie przytaknęła temu stwierdzeniu. — Jak bardzo cierpiałaś, pani? Owszem, cały proces nie należy do najprzyjemniejszych, ale czakra wewnątrz jedynie… dokucza, jeśli miałbym to opisać. Jest do zniesienia.
— Zaczekaj — powiedział Sasuke. — Mówiłeś, że czeka ją ciężka noc.
— Bo byłaby ciężka. Niełatwo jest zasnąć, kiedy świeci się czakrą. Poza tym, jak wspomniałem, to dokuczliwy proces. Denerwujący wręcz.
Sasuke nie odezwał się więcej.
— Nie wyglądała, jakby ją to denerwowało — wyznał zezłoszczony Uzumaki. — Co chwilę mdlała, cała się pociła. Jęczała, potem krzyczała i znów jęcz…
— Wystarczy, Naruto — przerwała mu Sakura. Nie rezygnując z wyniosłości, przemówiła do chłopca o złotych źrenicach: — Jakie działanie ma ta substancja? Co konkretnie powoduje?
— Naprawdę przechodziłaś przez to tak drastycznie, pani? — zapytał z mocno ściągniętymi brwiami.
Nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła.
— Odpowiedz na moje pytanie.
Milcząc, Erien patrzył na nią badawczo, czujnie. Sakurze nie spodobało się to spojrzenie. Nie wróżyło niczego dobrego. Chrząknęła niepewnie, żeby otrzeźwić zagapionego chłopaka. Bezskutecznie.
Shikamaru potarł brodę i zaczął chodzić wte i wewte. Zamierzał coś powiedzieć, ale Erien go uprzedził:
— Trzeba to sprawdzić.
— Jak? — Sakura wreszcie odczuła brak przekonania z jego strony. Nie spodziewała się jednak, że tak się tym zlęknie.
Erien wolno uniósł głowę. Ze względu na nagość do pasa i dość imponującą muskulaturę, widać było każdy napięty mięsień. Sakura poczuła, że Sasuke ciągnie ją dyskretnie do tyłu, ku sobie, tarmosząc za przewiązkę. Nie sprzeciwiła się ani o nic nie zapytała — obiecała sobie zająć się tym później.
— Spróbuj wykonać technikę transformacji, pani — powiedział wolno Erien.
Nieszczęsna technika transformacji, pomyślała nadąsana.
— Po co miałabym to robić?
— Żebym mógł się przekonać czy potrafisz.
— Coś insynuujesz? — nabzdyczyła się nawet bardziej.
— Nie, a-absolutnie! — Speszony, raptem ukłonił się przed nią nisko, jeszcze mocniej niż poprzednim razem. — Ja… przepraszam, pani! Naprawdę przepraszam. Gdy cię zobaczyłem, byłem gotów zrezygnować, ale zrozumiałem coś i ty też wkrótce zrozumiesz. Takie jest przeznaczenie. Ono mnie tutaj przywiodło, więc zgodnie z nim, byłem zmuszony wdrożyć to, co początkowo zaplanowałem! Kiedy uda nam się sprowadzić Sasuke do Getsugakure, pozbędziemy się schematu. Wszystko wróci do normy.
Sakura zamrugała szybko oczami.   
— Jakiego schematu?
— Schematu czakry.
— Co takiego?
— Zrób to, o co cię poprosiłem, pani. Technikę transformacji. Zobaczymy czy schemat zadziałał.
Splotła dłonie na wysokości piersi, gotowa na ułożenie ich w odpowiednie pieczęcie ręczne. Oddychała z trudem, gardło miała wysuszone, ciało naprężone. Zerknęła na Naruto oraz Shikamaru i dostrzegła tę samą konsternację, która zapewne widniała również na jej twarzy.
Na Sasuke nie zerknęła. Była prawie pewna, że wie czym jest schemat czakry i na jakich zasadach funkcjonuje. Stał za nią niczym cień. Milczał. Milczący Uchiha oznaczał, że powinna bez obaw pozwolić wszystkiemu… po prostu się dziać.
— Jeszcze jedno — odezwała się nagle.
— Słucham.
— Czego chcecie od Sasuke-kun? Dlaczego jest taki niezbędny?
— Jest najpotężniejszym shinobi na świecie — odparł Erien, zdziwiony, że w ogóle go o to zapytano.
— Polemizowałbym — chrząknął cicho Naruto.
— Sasuke wywodzi się z legendarnego klanu. On i jego moce są znane niemal wszędzie. Gdyby nam pomógł... Kraj Śniegu nie ośmieliłby się tknąć nas palcem.
— Czyli Naruto słusznie zauważył, że macie z nimi na pieńku — powiedziała.
— To skomplikowana sprawa. Musiałbym wam zafundować lekcje historii. Potem, pani — uśmiechnął się, widząc, że otwiera już usta — odpowiem na każde twoje pytanie, obiecuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ważna jeste…
— Skończmy marnować czas — przerwał mu stanowczo Sasuke i stanął u boku Sakury. Ich ramiona się zetknęły. Oczy też. — Zrób to, co powiedział.
Zgodziła się skinieniem i wykonała rękami koniecznie pieczęcie. Czakra nie była do końca posłuszna, pomimo że Sakura przez lata ją sobie podporządkowywała i wręcz słynęła z mistrzowskiej kontroli. Skoncentrowała się do granic możliwości i wreszcie zaczęła dyrygować energią wedle własnych preferencji.
Stała się Kakashim. Ich dawnym mistrzem, tyle że w nowszej wersji; tej, co przynależąc już do elit, zapisał się w historii Konohagakure. Mówiąc prościej, ukazała się wszystkim pod postacią Rokudaime, szóstego Hokage.
Po tym przedstawieniu wróciła do naturalnej formy. Starała się zapanować nad oddechem, żeby nikt nie dostrzegł jej zmęczenia. W rzeczywistości czuła się niczym po użyciu byakugō, techniki siły stu.
— Udało jej się — szepnął Naruto z niepewną miną. Nie wiedział jeszcze, co oznaczał taki obrót spraw.
Sasuke bezceremonialnie owinął ręką nadgarstek Sakury. Dziewczyna szarpnęła się, ale nie mogła konkurować z jego uściskiem. Zanim zdążyła otworzyć usta i zaprotestować, Uchiha ją puścił. Zaklęła w myślach, czując, że na jej policzki skrada się ciepło. Nawet teraz.
Wszyscy czekali aż Sasuke przemówi.
Ale Sasuke nie przemówił.
— Więc co to oznacza? — Shikamaru oparł się o ścianę, nie odrywając oczu od Eriena.
Erien z kolei sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego rezultatem sprawdzaniu. Uśmiechnął się lekko.
— Wyglądało na to, że wszystko zadziałało tak, jak powinno.
— Czyli jak? — niecierpliwił się Naruto. — Co zrobiłeś Sakurze-chan, popaprańcu?
— Czakra Sakury od teraz przepływa w jednym, ustalonym schemacie. — Opadł na kozetkę z westchnieniem. Tłumacząc, nie przestawał obserwować Haruno. Wie, pomyślała i zmarszczyła czoło. Wie, ile siły mnie to kosztowało: — Energia przecina punkty w ciele koniecznie do wykonania określonej techniki.
— A jaśniej?
— Sakura może używać tylko jednej techniki.
Naruto się zachłysnął. Shikamaru wyprostował.
Zaś Sakura, zginając się, oparła dłonie na udach. Nie odczuwała bólu, jedynie gwałtowny napływ osłabienia, którego nie potrafiła dłużej zwalczać. Ćmiło jej wzrok, zaburzało oddech, tępiło myśli. Z każdym mrugnięciem powieki zdawały się mocniej przyklejać do dołu, aż w końcu nie była w stanie ich podnieść.
— Zaraz zemdleje — usłyszała głos chłopaka.
Zatoczyła się, upadając na pośladki, u stóp Sasuke.


— Sakura-chan!
— Nie podchodź! — ostrzegł go Sasuke podniesionym głosem.
— Chciałbyś! — odszczeknął się Naruto i ruszył ku dziewczynie.
— Erien!
— Zgoda — powiedział i użył czakry. Nie pojmował dlaczego Uchiha zażądał współpracy w takich okoliczność, ale skoro sobie jej życzył, Erien usłuchał. To była dobra okazja, aby się przymilić, a Sasuke wiedział, że z niej skorzysta. Chłopak nie musiał wystawiać dłoni, aby technika zadziałała, ale robił tak, bo całość wyglądała efektowniej. Siła, którą przywował, zepchnęła Naruto na ścianę. Dopilnował jednak, by uderzenie nie było za silne.
— Co do…? — zdumił się ten drugi, z włosami związanymi na czubku głowy. Naprężył się profilaktycznie, w razie gdyby Erien przesunął rękę w jego kierunku.
— Sasuke! — ryknął Naruto, prostując się. Nie odważył się jednak zbliżyć. Sterczał w miejscu, drżąc z wściekłości. — Co to wszystko ma znaczyć? Jesteś po jego stronie? — Wskazał na Eriena.
— Nie — zaprzeczył zimno Uchiha. Uklęknął obok Sakury, gdy jej bezwładne ciało zaczęło się osuwać. Przytrzymał je ramieniem i zamyślił się, wpatrzony w twarz dziewczyny — zlaną od potu, lecz odprężoną.
— Dlaczego nie pozwalasz mi podejść?
Eriena również zastanawiała ta kwestia. Z podejrzliwością przyglądał się ruchom Sasuke. Wydawały się… łagodne. Nie pasowały do obrazu Uchihy, który wyrył sobie w głowie. Nie pasowały również do zaprzeczenia odnośnie ich domniemanego romansu.
— Nie wiemy jakiej techniki potrafi używać Sakura — powiedział Sasuke. — Może być niebezpieczna.
— A technika transformacji? — przypomniał mu pretensjonalnie Naruto.
— To nie to — wtrącił Erien. — Czakra układa się w pewien schemat, ale z dobrą kontrolą jesteś zdolny wykonać jakąś prostą technikę. Jednak zaburzenie tego schematu skutkuje tym, co widziałeś chwilę temu. To… dość męczące dla organizmu. Ja też zemdlałam po transformacji w Sasuke. Znalazł mnie wczoraj nieprzytomnego, niedługo po tym jak Sakura uciekła, by się z nim spotkać.
Mężczyzna ze związanymi włosami rozluźnił się.
— Ty też masz ten cały schemat?
— Tak — skinął głową — mam go. To, co widzieliście przed chwilą było moją umiejętnością. Inspirowaną ścieżką Devy, jedną ze zdolności rinnegana. Przyciąganie i odpychanie celów. Jestem nowym eksperymentem babki, członkiem gwardii królewskiej, która ma wkrótce powstać.
Naruto oburącz zmierzwił sobie włosy.
— Za wiele. To za wiele.
— I tyle wystarczy — powiedział Sasuke. — Nie ma potrzeby, żebyście wiedzieli więcej.
— Eksperymenty ze zdolnościami rinnegana? Gwardia królewska? Żartujesz sobie ze mnie, Sasuke? Czegoś takiego nie można zlekceważyć!
— Dlatego idę tam, aby to zakończyć. Ich eksperymenty i konflikt z Krajem Śniegu.
— Nie ufam ci — wymamrotał gniewnie blondyn.
Sasuke przerzucił sobie Sakurę przez prawe ramię. Wstał bez wysiłku, jakby dziewczyna ważyła tyle, co worek piór. Nie zareagował na żadne ze zdziwionych spojrzeń.
— Wczoraj mówiłeś co innego — powiedział natomiast. — Mówiłeś, że mi ufasz.
— Cóż, trochę się pozmieniało. Widzisz, Sasuke — nie rozumiem pewnej rzeczy. Za cholerę jej nie rozumiem.
— Jakiej?
— Wspomniałeś o Kraju Księżyca w listach; o Getsugakure, które przeprowadza jakieś podejrzane eksperymenty — mówił, zapalczywie gestykulując. — Pisałeś, że jest tam ktoś, kto za tym stoi i twoim priorytetem będzie go dopaść. Chciałeś się tam zająć tyloma rzeczami, a jednak następny list dotyczył już twojego powrotu do wioski. Dlaczego? Dlaczego zrezygnowałeś z tych planów, jak gdyby nigdy nic? Nie zrozum mnie źle. Nie zamierzam robić ci z tego powodu wyrzutów — spuścił wzrok — po prostu… to do ciebie niepodobne.
Sasuke powlókł się ku wyjściu, minął wszystkich, nie zaszczycając spojrzeniem.
— I co? — prychnął Naruto i odwrócił się za nim. — Zamierzasz teraz wyjść? Bez żadnych wyjaśnień?
— Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?
— Nie pogrywaj ze mną — zagroził mu.
Sasuke popatrzył na nich znad ramienia. Erien nie lubił tych oczu. Tych zmrużonych i przenikliwych. Kiedy pierwszy raz je zobaczył, pomyślał, że takim wzrokiem spoglądałaby śmierć, gdyby okazała się posiadać ludzką formę.
— Zaufaj mi więc — powiedział, znów patrząc przed siebie — jeszcze raz. Od nowa.
— Dlaczego miałbym to zrobić?
— Nigdy nie zawiodłem.
Erien nie wiedział czy Sasuke w rzeczywistości był taki nienaganny, ale Naruto nie miał w odwecie żadnej riposty.
— Tak jak poprzednio, zajmij się wszystkim — podjął Uchiha. — Sakura nie może się z nikim skontaktować. Nie wiem do czego jest zdolna ani czy będzie potrafiła to kontrolować.
— On nie wie? — Naruto znów pokazał na Eriena palcem.
— Nie — zełgał chłopiec. Wiedział. Wiedział i on, i sam Sasuke. Wiedział, że kontrolowanie tych zdolności wcale nie stanowiło problemu. Że rosły w siłę wyłącznie na życzenie ich posiadaczy. Erien nie wiedział natomiast, dlaczego Sasuke wciąga go w swoje kłamstwa.
— Dobrze zrozumiałem? — zastanowił się drugi mężczyzna, którego imienia nie poznał. — Nie masz pojęcia, co wstrzyknąłeś Sakurze? Nie wiesz, w jaką… technikę ułożony jest schemat czakry?
— Niedokładnie — odrzekł krótko. Mógłby zdradzić więcej, ale kłóciłoby się to z wersją Sasuke. — Jest teraz częścią eksperymentu.
— To znaczy, że ma jakąś umiejętność rinnegana? — Wybałuszył na niego oczy.
— Trudno określić. My… staramy się połączyć różne techniki tak, aby przypominały te od rinnegana, ale one nigdy nie będą identyczne. Rinnegan to rinnegan. Nie da się stworzyć idealnej kopii jego potęgi. Tak powiedziała babka.
Mężczyźni spojrzeli po sobie z kwaśnymi minami. Za oknem zawył wicher.
— Naruto — odezwał się Sasuke, ściągając na siebie uwagę. Teraz stał zwrócony do nich bokiem. — Nie mogę jej ze sobą zabrać.
— Dokąd?
— Do Kraju Księżyca.
— Ale...! — zapowietrzył się. — Jej trzeba pomóc!
— Zabierze ją — wtrącił twardo Erien. — Musi ją zabrać. Wie o tym. Aż za dobrze.
— Milcz. — Sasuke przeszył go spojrzeniem, którego chłopiec się wystrzegał. Zebrał się jednak w sobie i stawił mu czoła.
— Czyżbyś zaczął wątpić w swoje przekonania? Czyżby rzeczy, które nazywasz bredniami nagle zaczęły nabierać sensu?
— Nie.
Erien wzruszył ramionami. Było mu prościej dojść do ładu, gdy Sasuke przeniósł wzrok na nieokreślony punkt przed sobą.
— Podobno błędnie założyłem, że coś was łączy — ciągnął z przekonaniem. — Czego się zatem obawiasz, Sasuke?
— Niczego. Nigdy, niczego się nie obawiam. Naruto — jego ton nabrał stanowczości — zabieram Sakurę.
— Dokąd tym razem? — zapytał dopiero po paru chwilach. Potrzebował czasu, żeby się otrząsnął. Nie dziw, pomyślał Erien. Z jego perspektywy ich rozmowa wydała się nielogicznym bełkotem.
— Do mieszkania — odrzekł Sasuke.
— Wiesz gdzie mieszka Sakura-chan?
— Do twojego mieszkania — uściślił. — Udobruchaj jej bliskich, póki czegoś nie wymyślę.
— Nie zabierzesz jej do Kraju Księżyca?
— Nie mogę.
— Musisz. — Erien nie ustępował, ale został zignorowany.
— I co? Zamkniesz się z nią w tym mieszkaniu? — syknął Uzumaki. — To jest twój plan?
— Otóż to.
— Sakura nie wydaje się aż tak niebezpieczna, jak to opisujesz — powiedział współtowarzysz Naruto, ze znużeniem przeglądając zawartość gabloty z lekarstwami, która mieściła się w rogu. — Chyba wszystko wyolbrzymiasz.
Erien miał ochotę mu przyklasnąć, ale zwalczył pokusę. Sasuke by go poszatkował. Poza tym, nadal trzeba było się przed nim wdzięczyć — wszystko dla dobra kraju, jakkolwiek komicznie by to nie brzmiało.
Sasuke otworzył drzwi. Po drugiej stronie oczekiwał ich siwowłosy Hokage i dwójka strażników w maskach.
— Pewnie! — uniósł się Naruto. — Idź! Idź paradować po wiosce z nieprzytomną dziewczyną, która poprzedniego dnia świeciła czakrą! Idź, cholera! To na pewno pomoże w kampanii: Zaufajmy Sasuke! Ty durny, zadufany, idioto! I dlaczego to niby ty masz być przy jej boku, skoro — jak twierdzisz — Sakura-chan stanowi zagrożenie?
— Powiedziałeś mi ostatnio — zaczął Sasuke, a Erien wyczuł w tym głosie cyniczny uśmieszek — że muszę odkupić grzechy, które szkodzą jednostkom.
— Nazywasz zadośćuczynieniem zamknięcie się sam na sam z kobietą? — parsknął Erien. Czuł pewien niepokój na myśl o tej dwójce.
— Uuu — zainteresował się mężczyzna z korytarza, trzymając brzeg kapelusza — Widzę, że dużo mnie ominęło. Sasuke, chłopcze. Wytłumacz mi proszę czemu wynosisz stąd nieprzytomną Sakurę? Jeśli domyślam się prawdy, uwierz, jest wiele bardziej cywilizowanych sposobów, by to się tak skończyło. Nie trzeba od razu ogłuszać.
Erien się zaczerwienił.
— Zejdź mi z drogi, Kakashi — powiedział ostro Sasuke. — Wiem, żeś wszystko słyszał.
Naruto poderwał się do biegu, mocno zaciskając szczękę. Z jego ust wydobyło się warknięcie niczym u dzikiego zwierzęcia.
— Kakashi-sensei, nie pozwól mu…!
Kakashi mu pozwolił. Przepuścił Sasuke i zagrodził przejście. Naruto podbiegł do mężczyzny i szarpnął nim, ściskając poły białej szaty.
— Zwariowałeś?! On może ją skrzywdzić! Jestem pewien, że spiskuje razem z tym popapr…
— Zaufajmy Sasuke — wtrącił spokojnie Hokage. Naruto fuknął mu w twarz nagromadzonym do tej pory powietrzem.
— Naruto, wystarczy. — Mężczyzna z zapalniczką odciągnął go od Kakashiego.
Hokage wygładził fałdy na ubraniu  i głośno chrząknął, ale nie zdołał zabrać głosu.
— Dlaczego pozwoliłeś mu odejść?! — wrzasnął blondyn, z ledwością ustając w miejscu.
Odpowiedź okazała się krótka i dobitna. Padła po dłuższym milczeniu, wypowiedziana niemalże szeptem:
— Ponieważ mu ufam, Naruto.


W pokoju było jasno, lecz ponuro - chmury, wiszące złowróżbnie nad wioską, odbierały światu barw, malując go na szaro. Ciszę przerywały świszenia wiatru, które dobiegały z zewnątrz i przedzierały się  przez nieszczelne framugi okien.
Sakura znienacka oprzytomniała, gdy on trudził się z przerzuceniem jej zwiotczałego ciała na łóżko. Pożałował wtedy braku lewej ręki, nawet gdyby miała być jedynie protezą; sztuczną kończyną z komórek Hashiramy, którą poprzednio przygotowano dla Naruto. Wypędził jednak tę myśl, pamiętając o postanowieniu. O pokucie.
— Sa...Sasuke-kun? — wychrypiała, mrużąc oczy w poszukiwaniu ostrości.
Sasuke stał nisko pochylony nad łóżkiem, jedno kolano opierał o materac. Rękę trzymał jeszcze na plecach Sakury, sprawiając, że pozostawała w półsiadzie.
— Śpij — powiedział do niej ostro.
Sakura dotknęła swoich skroni. Ziewnęła. Potem przyjrzała się mu ciekawsko, tępawo, aż jej oczy nagle otwarły się szerzej.
— Sasuke-kun — szepnęła. — To naprawdę ty.
— Śpij — powtórzył wolno. Nie zabrał ręki. Nie poruszył się.
Czekał.
Ale ona nie czekała.
Sięgnęła po niego, otuliła ramionami wokół szyi, mocno przywarła i równie mocno ścisnęła w dłoniach kawałki jego ubrania. Pachniała cytrusami i miętą. Odczuł ciepło jej dotyku na policzku oraz na karku.
Dwa punkty. Tyle wystarczało.
Tyle w zupełności wystarczało.
— Nie mam pojęcia co się dzieje, Sasuke-kun — wydusiła, nadal ochryple. Nie będę płakać, myślała. Nie będę. Nie mogę. Przeraziły ją z wolna kształtujące się wspomnienia: Erien, schematy czakry, ciągłe osłabienie. — Nie mam pojęcia co się dzieje ani w jakim stopniu jesteś za to odpowiedzialny. Po twoim powrocie wszystko miało stać się prostsze. Dlaczego w takim razie to utrudniasz? Skąd te przeklęte tajemnice? Skąd wzięło się ich aż tyle?
Tajemnice, powtórzył w myślach. Miał je. I w istocie były przeklęte. Szczególnie ta jedna, która stwarzała chaos, wszczepiając w niego czyjeś sekrety, ów tajemnice — nowe, przejrzyste — wbrew jego woli. Tajemnice, Sakura... Te osobiste, prywatne. I twoje. Mam je wszystkie.
— Jestem taka rozdarta — wydusiła nieświadoma jego surrealistycznych przemyśleń. — Nigdy nie odczułam tylu sprzecznych uczuć naraz. Ty… nie zdołasz wyobrazić sobie jakie to uciążliwe. Sasuke-kun, to… drapie, swędzi… Twoja wina. Twoja… Przez ciebie je czuję.
Wiem, pomyślał, gdy ucięła i łapczywie nabrała powietrza. Wiem, Sakura. Cholera, wiem. Jednak jesteś zadowolona. Cieszysz się, bo wróciłem. Jestem tutaj. Z tobą. Mimo że nie taki, jakiego oczekiwałaś przez siedmset trzydzieści dni.
— Ale… cieszę się, że wróciłeś, że jesteś. Niezależnie od tego jak bardzo rozżalona i wściekła się czuję — wyznała.
Wtedy raptem ją od siebie odepchnął, mocniej niż zamierzał, rozkojarzony doznaniem, zły, że znów to zrobił. Zabrał prędko rękę, pozwalając jej opaść wzdłuż ciała. Sakura nie była zaskoczona — wbrew jego przypuszczeniom. Obserwowała go, przybierając nieodgadniony wyraz twarzy i Sasuke przez krótką chwilę zirytował się, że przestała być dla niego otwartą księgą.
W końcu osunęła się w dół. Ułożyła głowę na poduszcze. Zamknęła oczy. Odetchnęła.
Wśród milczenia, które zapadło, Sasuke patrzył na nią ukradkiem — jak leży z otwartą dłonią przy twarzy; o delikatnie zgiętych palcach. Skoncentrował się na tej dłoni — nagiej, wysuniętej spod materiału peleryny. Peleryny, która miała zapobiec kontaktom z jej skórą lub co najmniej ograniczyć je do minimum.
Nagle pochylił się nad Sakurą. Jeszcze raz. Ostatni. Dla pewności. Przykrył jej rękę swoją i zamilkł, czekając.
Sakurę zastanawiało mnóstwo rzeczy: dlaczego wrócił, dlaczego tak ostro się do niej odnosi, dlaczego jej należycie nie przywitał, dlaczego jeszcze nie miała okazji porozmawiać z nim na osobności, dlaczego spiskuje z Erienem, dlaczego na nią nie spogląda, dlaczego nie pozwala nikomu się do niej zbliżyć, dlaczego teraz… dlaczego teraz ją dotyka, choć wpierw jednoznacznie ją odrzucił, dlaczego ma zamknięte oczy, dlaczego jego ręka jest taka wielka… i ciepła.
Na zewnątrz znów się rozpadało. Deszcz zaczął bębnić o szybę, a wiatr przyśpieszył, wydając głośny szum. Sasuke odważył się zerknąć na Sakurę, napotkał wtedy rozwarte oczy — zielone, zdezorientowane. Uśpił je, skupiając czakrę w oku z rinneganem, cofnął rękę, zagapił się przed siebie i długo tkwił w miejscu z nieruchomą twarzą, póki nie poukładał myśli — swoich, osobistych i szczątek tych, które należały do Sakury.
Ich tajemnic.
Wspólnych tajemnic.
Teraz były jego własnością. I będą. Jego. Tylko i wyłącznie, do czasu aż nie znajdzie rozwiązania; aż nie przywróci wszystkiego do normalności. Dopóki jej dotyk nie skończy przerażać i równocześnie wabić, dopóty jedynie Sasuke będzie temu ulegać.
Już on się o to postara.

5 komentarzy:



  1. Co do muzyki, jestem zaskoczona. Mam cholernie dziwny gust więc zawsze coś na własną rękę szukam a jeśli ktokolwiek mi coś proponuje to patrzę na to z przymrużeniem oka a tu inaczej ... Coś mnie chwycilo za serce. Nie wiem co może głos może sam podkład 👅
    Wiatam! Chciałam napisać coś naprawdę konkretnego ale wow mózg roz#####y nic nie rozumiem a może jednak rozumiem i chuuu nie wiem . Ot co tak się czuję moja głowa . Ale Sakura przez dotyk albo rani albo uwodzi , zwodzi , przyciąga do siebie .
    Ale no ok a te listy jej ??? Psala da Sasuke a ten ch#jek co ?! Obiecał jej coś znowu? Zamieszkał w głowię zawiódł ja jakoś? I po co ona do niego pisała ? Tak nie odpisywał ,mistrz ciemności jeden ! Ale mnie coś wkurza ten Sasuke . Nie ch#ja nic nie powie a wieczorem się klei do niej i później usypia. Zachowuje się jak pies ogrodnika . A do tego te rody królewskie, eksperymenty , babka WTF?? Ja się pytam WTF?!?! Ja rozumiem może oni z tymi rodami spokrewnieni. Ale czy Haruno naprawdę może swoją mocą coś nawywijać że np wojna jakaś czy może wioska przestanie istnieć?

    Więc tak. Mam więcej pytań niż odpowiedzi. Sądziłam że teraz coś naprowadzisz (w sensie bardziej) ale poza minimalnym wprowadzeniem znów dałaś nam tyle niewiadomych że mam ochotę stać nad tobą i pilnować żeby następny rozdział był jutro !!! A najlepiej to dziś za jakąś minutę. Akemi Nikiro złota dziewczyno 💋👏 tak to dzięki Tobie będę tu codziennie. Żeby czasem nie przegapić rozdziału z roztargnienia. A i wybacz wcześniejsze to coś (pierwsza część. Komentarza) pisałam to co miałam w głowie na żywo. Widzisz co ze mną robisz?! 💥
    Spodobał mi się twój Naruto 💎

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka, czekam na next'a ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie przypadkowo trafiłam na Twojego bloga. Już dłuższy czas temu w sumie, jednak dopiero dzisiaj przeczytałam te trzy rozdziały. I gwarantuje, że będę zaglądać tu częściej. Bardzo chętnie przeczytam inne Twoje opowiadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomina mi to ten filler z Naruto Shippuden (tak mi się wydaje przynajmniej, że to byl filler), gdzie była ta laseczka, która zabierała czakrę przez pocałunki. Przez chwilę myślałam, że Sakura chce, żeby Sasuke ją pocałował, właśnie przez te takie moce, ale później ten tekst o należytym przywitaniu i o zabraniu ich tajemnic. Plus nie mogłam zrozumieć, dlaczego tylko na niego chcialaby użyć tej techniki.
    Oki doki, więc Sasuke jest świadomy w sumie mocy Sakury. Przez to, że ją dotknął i ma taką silną wolę, czy super ekstra kekkei genkai, skoro to wszystko opiera się na rinneganie.
    Jeśli moce Sakury to jakieś seksualne jutsu, to o moj Boże, wow, jeśli nie, to nie mogę się doczekać, aż się dowiem, co to za moce.
    Dobra pozderki, bo chce czytać następny! XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnych! Rzadko kiedy można spotkać dobre opowiadania o SS, ale twoje są cudowne. Ciesze się, że piszesz. Sprawiasz mi ogromną radość i dajesz szanse uciec od realnego świata. Dziękuje! Twoje opowiadania mają cechy dobrych książek. Mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się jakąś wydać. Życzę dużo weny i dobrego samopoczucia!

    OdpowiedzUsuń