4/06/2017

Chapter Two






Sasuke wrócił przemoknięty i wyziębiony. Dygotał lekko, wchodząc do mieszkania. Drzwi nie były już zamknięte na zamek, a do sieni wlewało się światło. Powiesił nasiąkniętą deszczem pelerynę na stojaku obok, zdjął buty i westchnął cicho, bo tylko tym potrafił podsumować zlepek ostatnich zdarzeń.
Popatrzył przez chwilę na wypolerowane panele z ciemnego drewna, lśniące w sztucznym świetle; na otaczającą go pustkę, surowość. W pobliżu nie zauważył ani jednego mebla, była jedynie gumowa mata z niedbale odłożoną parą butów, należącą do Naruto. Mieszkanie pachniało środkami czystości i sosem sojowym.
Usłyszał szelest rozrywanego papieru i ruszył szukać źródła.
Nie sprawiło mu to trudu, wystarczyło postąpić zaledwie kilka kroków. Za ścianą zastał otwarte pomieszczenie, skromne, nieduże, z wyświechtaną kanapą, pustym regałem i aneksem kuchennym w rogu. Naruto czekał na niego właśnie tam: siedział zuchwale na blacie z rozczochranymi, krótko przystrzyżonymi włosami, a w ręku trzymał rozerwany już pakunek z orzechami nerkowca. Stół przed nim zastawiony był dwoma kubkami i imbrykiem, które oświetlał przymocowany do ściany kinkiet.
— Herbaty? – zaoferował Uzumaki, miażdżąc zębami pierwszego orzecha. Ton miał jadowity, napięty.
Sasuke usiadł na zydlu, mierzwiąc wilgotne włosy. Sięgnął po kubek, powąchał.
Sencha, zielona herbata – podpowiedział Naruto. – Ponoć dobra na trawienie i najlepsza do picia po posiłkach. Nie wybrzydzaj. Tylko to zostało po przeprowadzce. Coś, co mogłoby rozgrzać. Za to o jedzenie nie musisz martwić się przez najbliższy miesiąc. Sakura-chan nakupowała tego, jakby was z dziesięciu było. Lodówka pełna. Poczekaj. Przyniosę ci ręcznik.
Po chwili rzucił mu nim w twarz. Sasuke przyjął prezent bez komentarza. Osuszył włosy i łyknął gorącej herbaty. Poparzyła mu język, ale nie dał tego po sobie poznać.
— Nic się nie zmieniłeś – powiedział Naruto, pilnie śledząc go wzrokiem. – Włosy ci podrosły, to wszystko. W duszy ten sam łajdak, z tą samą maską, która pomaga ci zgrywać bezdusznego.
— Hm.
— Hm, co?
— Ty zaś zrobiłeś się marudny. I poważny. I uszczypliwy – wymienił. Dmuchnął w napój, żeby go ostudzić. — Ile jeszcze będziesz to w sobie dusił? Pytaj. Pytaj o co chcesz.
— Pytać mogę, ale co z tego? Łudzić się też nie będę. Nie będę się łudzić, że powiesz tyle, ile bym chciał.
— Wiesz, że nie mogę powiedzieć tyle, ile byś chciał – zaznaczył Sasuke.
— Załatwiłem ci tu nocleg.
— Co w związku z tym? Chcesz się targować?
— Cały Uchiha, od siedmiu boleści – mruknął, marszcząc czoło. – Daję ci jedynie do zrozumienia, że odrobina wdzięczności by nie zaszkodziła. Nic poza tym.
— A najlepiej, jakby ta wdzięczność była okazana pod postacią informacji, hm?
— Nie zaprzeczę.
Między nimi zrobiło się cicho. Naruto szeleścił opakowaniem od orzechów, wiercił się na blacie i szukał słów. Nagle wyprostował się, zerkając w jakiś punkt przed sobą. Sasuke spróbował go odszukać i natrafił wzrokiem na sypialniane drzwi.
W ciszy jaka zapadła wymienili się spojrzeniami. Zaraz po tym dało się usłyszeć ciche kobiecie pomruki.
Sasuke niedowierzał. Cały spokój, który tak zawzięcie starał się zachować, uleciał z niego w jednej chwili.
— Czy ty…
— Tak – przerwał mu twardo Naruto. Zeskoczył na panele i poślizgnął się, ale utrzymał równowagę. – Z Sakurą-chan raz lepiej, raz gorzej. Mówiła, że czuje się, jakby czakra paliła ją od środka. Bardzo cierpi i ma wysoką gorączkę, a okłady niewiele pomagają. Ciągły ból ją wykańcza. Zasypia, a potem budzi się, kiedy czakra daje jej w kość. Dzięki, że zapytałeś.
— Miałeś zabrać ją do domu! —  Uchiha poderwał się z miejsca. Jego pięść gruchnęła o stół, wstrząsając kubkami, z których bryznęła herbata. — Do jej domu! Nie tutaj, nie do mnie!
Naruto nie wyglądał na poruszonego.
— Ani słowa Kakashiemu. Nikomu ani słowa – zacytował go z naciskiem. – Czyż nie taka była twoja prośba? Sakura-chan mieszka z rodzicami. Nie mogłem jej tam zabrać.
— Z Kakashim już nieaktualne, przecież wiesz.
— Sakura-chan mieszka z rodzicami. Nie mogłem jej tam zabrać. Pomijając zachowanie tego w sekrecie… — kontynuował niespokojnie Naruto — oni nie powinni zobaczyć swojej córki w tym stanie. Ja… Ja sam już nie chcę jej takiej oglądać.
— To minie. Wystarczy przeczekać noc.
— Pomoc medyka nie da żadnych efektów? Nie ukróci ani nie zmniejszy bólu? Mogę takiego wezwać. Od razu.
— Nie, Naruto. To… — wszczepił palce we włosy – zbyt skomplikowane. Nic się nie da zrobić.
— Co się z nią stanie?
— Nie wiem.
Naruto nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
— Nie wiesz?! – wybuchnął. Szczęka mu drgała. – Co to ma, do diabła, oznaczać?! Przed bramami wioski mówiłeś coś innego!
— Wiem co dzieje się z nią w tym momencie. Nie wiem natomiast jakie będą tego skutki. – Sasuke nie dał się sprowokować. Spróbował się odprężyć, przywrócić tamto opanowanie, które, notabene osiągnął prawdziwym cudem, ale przyszło mu to ciężej z myślą o wnętrzu sypialni. – Tyle wystarczy. Reszta jest nieważna. Skończ. – Powstrzymał Naruto gestem dłoni, gdy ten otwierał usta. – Nic już nie mów. Zabierz ją stąd. Gdziekolwiek. Ona nie może tu zostać. Absolutnie. Nie może, po prostu.  
Wtedy rozbrzmiał przeciągły, ciężki jęk. Po nim nastąpił krzyk.
Sasuke na powrót usiadł. Wziął spory łyk herbaty, otarł usta. Powtórzył:
— Zabierz ją stąd.
— Kto ją otruł? – spytał nagle Uzumaki, nie dając za wygraną. Dosiadł się do stołu, wybierając miejsce naprzeciwko Uchihy.
— Nie została otruta.
— Ma ślad po igle na ramieniu. Coś jej wstrzyknięto.
— Ale nie truciznę.
— Więc co?
— Nie wiem. A może wiem. Nie umiem jednak wytłumaczyć.
— W takim razie kto? – drążył Naruto. – Kto jej to zrobił?
— Ktoś na kogo mam oko. Nie musisz się nim przejmować. Jestem… w trakcie porachunków — odrzekł i znów odczuł, że zaczyna ulegać emocjom, wracając do przeszłości. Nie był dumny z drżenia we własnym głosie.
— W trakcie?
— Tak.
— Ludzie z Getsugakure? — Naruto zaczął przygryzać paznokieć kciuka, rozważając możliwości. — Ci, o których pisałeś poprzednio w listach? Przyjrzałeś się im dokładniej? Mszczą się? Planują coś? Są teraz w naszej wiosce? — dopytywał, patrząc na Sasuke, jakby oczekiwał, że temu zaprzeczy.
— Naruto – ostrzegł go. – Jutro. Jakbym ci to dzisiaj powiedział, nie przespałbyś nocy.
— Nie wleźliby przez bramy – zastanowił się Uzumaki. —  Zbyt wielkie ryzyko. I po kiego mieliby krzywdzić Sakurę-chan? Co ona mogłaby mieć z tym wspólnego?
— Naruto.
— Czemuś tym razem milczał? Zawsze dogadywaliśmy wszystko poza wioską, na bieżąco. Czemuś teraz słowem nie pisnął? Co ukrywasz? — Sasuke nie odpowiedział na żadne z tych pytań, dając Uzumakiemu kolejne powody do podważania jego lojalności. Przymknął oczy i westchnął dziś po raz drugi. Wzdychanie wydawało się takie uniwersalne. — Boję się o nią, Sasuke! — skamlał Naruto. — Cholera, boję się. Nie potrafię siedzieć tutaj, nie przy jej łóżku. Ale nie potrafię też siedzieć tam i bezczynnie się gapić.
— Wiem.
— Właśnie: wiesz. Wiesz. Tu cię mam, Sasuke. Wiesz coś. Nie mam pojęcia ile, ale zawsze więcej ode mnie. Zostawię ją tobie. Tak trzeba. – Naruto odłożył paczkę. Podszedł do zlewu i przemył twarz. Potem skradł Sasuke ręcznik z ramion i powycierał się, naburmuszony. Uchiha czuł na sobie jego wzrok. Unikał go mimo wszystko. – A zatem, Sasuke. Czy mój pomysł nie jest niekwestionowanie najlepszym wyjściem?
— Najgłupszym – nazwał to inaczej. Prawdziwiej.
— Najgłupszym, he?  Najgłupszym. Nie powiem głośno, co myślę dokładnie, ale to, co myślę ogólnie przekonuje mnie, żeby zostawić Sakurę-chan pod twoją opieką – ostatnie słowo powiedział z naciskiem. Wziął rozmach i cisnął ręcznikiem na kanapę nieopodal. – Żebyś to ty na nią patrzył. Patrzył, coś nawyrabiał. W końcu tobie zawdzięcza ten stan. Tak myślę.
Jęk. Przemęczony, cichszy, później głośniejszy. Uchiha czekał.
— Ufam ci. Jeszcze ci ufam, Sasuke. Pilnuj jej należycie. Teraz łap. Uwaga! To klucze do mieszkania. Mam drugie, w razie czego.  
Złapał pęk i położył na stole.
— Idiota – syknął. – Nie rozumiesz, że…
— Skoro swoje podróże nazywasz drogą do odkupienia, odkupuj wszystkie przewinienia, te drobniejsze też. Te szkodzące jednostkom, a nie ogółowi. Odkupuj, biorąc odpowiedzialność. Zostawiam cię z nią. Na razie, na chwilę. Muszę ochłonąć. Ja… to ponad moje siły. Nie mogę tego znieść.
— Stój. Nie waż się…
— Okryłem Sakurę-chan tyloma kocami, ile zdołałem tutaj znaleźć – wszedł mu w słowo. — Nadal cała drży. Zanieś jej później herbatę, chyba, że uśnie, wtedy nie budź pod żadnym pozorem. Pamiętaj, żeby się przywitać… grzecznie i kulturalnie, Sasuke. Wypadałoby też podziękować za zakupy, za przygotowanie pościeli i porządki – dużo pomagaliśmy z Hinatą, ale większość to zasługa Sakury-chan. Po prostu… spędź z nią trochę czasu. Twoja obecność na pewno mocno podniesie ją na duchu. Jest tym wszystkim przerażona. Wciąż płacze.
— Nie widzę powodu, dla którego miałbyś mi to wszystko mówić.
Naruto założywszy buty, kontynuował dalej, niezrażony:
— W szafce nad zlewem znajdziesz pakowany ramen. Wystarczy zalać wrzątkiem, jeśli nie masz ochoty przygotowywać czegoś, co zabiera czas. Prześpij się na sofie. Wpadnę za chwilę. Muszę poświecić oczami przed rodzicami Sakury-chan, załatwić z Shizune, aby poświadczyła, że wezwano ją na noc do szpitala. No i dać znać Shikamaru i Kibie, bo zdążą puścić parę z ust przed ludźmi. – Zanim wyszedł, powiedział jeszcze: — Tak w ogóle, dobrze cię widzieć. I przykro mi, że tak to musi wyglądać. Twoje… życie. Zasłużyłeś na coś lepszego. Naprawdę, Sasuke.
I zostawił go.
Krótko po zatrzaśnięciu się drzwi, na podłodze wylądowały odłamki roztrzaskanego kubka.
Było już grubo po północy. Deszcz nie przestawał padać.
To tyle, jeśli chodzi o dyskrecję, pomyślał Naruto. Wieści rozeszły się, a u Hokage złożono odpowiednie skargi. Nikomu nie umknęła oblegana czakrą dziewczyna, nie zbagatelizowano również powrotu Sasuke Uchihy, ba – jedno uzupełniło drugie, tworząc dość wiarygodną teorię o spisku przeciwko Konohagakure, o kunoichi stawającej murem za zdrajcą; dziewczynie wiernej jednemu mężczyźnie, oddanej do samego końca.
Póki co wyperswadowanie tego ludziom uwikłanych w plotki zdało się niemożliwe, bo ilekroć wyjaśniano im, że nie ma powodu do zmartwień, oni z zadziwiającym uporem powtarzali własne spekulacje. Wydarzenia były zbyt świeże, a idące za nimi parze teorie zbyt… atrakcyjne.
Naruto wszedł do mieszkania cichaczem, przecierając oczy, wzdychając bezradnie. Ledwie się stąd wyniósł, a już odczuł, że przychodzi tu częściej niżby chciał. W środku nie zapalał światła, pozostał w ciemnościach. Zdjąwszy kurtkę, przerzucił ją przez ramię, wyrównał fałdy na podkoszulce i bez schylania pozbył się obuwia. W kącie odłożył pakunek z ubraniami dla Sakury. Nie był pewien czy jej rodzice kupili bajeczkę, którą usiłował im sprzedać, bo do samego końca przyglądali mu się z powątpiewaniem, lecz mimo to spakowali potrzebne rzeczy dla córki, o które ich poprosił.
Oświetlił salon, zastając w nim wystygniętą herbatę, odłamki porcelany, zawieruszone na podłodze i sofę; sofę, która za nic w świecie nie powinna stać teraz pusta. Usłyszał szczęk metalu.
Szczęk broni.
Zaalarmowany ruszył ku sypialni, rzucając kurtką byle gdzie. W drodze zerknął kątem oka na stojak przy wejściu do mieszkania. Ciemna peleryna Sasuke wciąż się na nim suszyła.
Co, u diabła?
Ostrożnie zajrzał do pokoju przez szczelinę niedomkniętych drzwi. Zmrużył oczy, przyzwyczajając je do mroku. Koniec końców odpuścił i nacisnął włącznik. Sakura ocknęła się, gdy skrzypnęły drzwi i, pomrukując coś niezrozumiałego, osłoniła się dłońmi przed nagłą jasnotą. Okład zsunął się jej z czoła.
— Naruto? – wychrypiała.
Naruto uważnie się porozglądał. Pokoik był nieduży. I pusty. Nikogo w nim nie było, poza Sakurą. Zaklął szeptem, orientując się, że przyszedł nieuzbrojony. Zaklął raz jeszcze, tym razem na Sasuke. Zapodział się gdzieś, zamiast strzec przyjaciółki, zgodnie z tym co uzgodnili.
Sakura przewróciła się na bok. Usnęła. Uzumaki zmierzył ją badawczo wzrokiem i z ulgą stwierdził, że przynajmniej co do jednego Sasuke miał rację: czakra osłabła. Trzeba było dokładnie się przyjrzeć, aby dostrzec jej blednący strumień, owijający Haruno.
Nadal gotów na nagłą napaść, z mięśniami napiętymi do kontrataku, zgasił światło i uklęknął przy łóżku. Nagle przestraszył się, odskoczył. Usta drgnęły mu nerwowo. Sięgnął ręką i podniósł sprawcę całego zamieszania — źródło brzdęku, które spowodował.
Kunai.
Nie należało do Sakury, różniło się od tych klasycznych. Wyglądało jak broń Latającego Boga Piorunów, jego ojca. Trzy ostrza zamiast jednego, grubszy uchwyt. Naruto zmarszczył podejrzliwie brwi, obracając narzędzie w dłoni, szczegółowo analizując. Sprawdził okna: szczelnie zamknięte, zasłony nieruszone. Sprawdził też Sakurę: niczego nieświadoma, bezpieczna.
Czyżby Sasuke…?
Długo się nad wszystkim zastanawiał. Nadal klęczał.
O pierwszej w nocy wiedział już, co należy zrobić. Wiedział, że będzie to najrozsądniejsze posunięcie, niechciane, ale konieczne.
O trzeciej przestał ufać Sasuke.  


Zbudził ją skurcz w łydce. Przygryzła dolną wargę i wygięła się, rozmasowywując mięsień. Gdy wspomniała sobie wczorajszy epizod, poczuła, jak gardło ściska się jej od bólu. Nie było w tym ulgi. Żadnej. Było upokorzenie. Dobitne, wszechogarniające upodlenie, w obliczu którego nie potrafiła docenić tego, że oddycha.
— Sakura-chan? — Naruto. Cichy, zatroskany głos.
Sakura nie uchyliła oczu. Jeszcze nie. Jeszcze nie była gotowa. Cokolwiek miało ją spotkać po ich otwarciu, wkrótce stanie z tym oko w oko. Z tym. Albo z nim. Wkrótce. Ale nie teraz.
Jeszcze nie.
— Sasuke! — Sakura wzdrygnęła się, przestraszona mocnym głosem. Ta nagłość spowodowała, że złamała poprzednie postanowienia. Ujrzała Naruto, stojącego przy uchylonych drzwiach. Ujrzała również znajomy pokoik — ciasnawy, wyłożony wyblakłą, zieloną tapetą, pozbawiony mebli, lecz czysty, przyszykowany dla Sasuke. Na taboreciku w rogu drzemał Shikamaru. Uniósł głowę, gdy Uzumaki znów zaczął krzyczeć: — Obudziła się! Sasuke, do diabła! Chodźże tu! Nie, nie podnoś się, Sakura-chan. Zaczekaj na momencik. — Niepewnie postąpił krok. — Jak… jak się czujesz? Wszystko w porządku?
Leżąc na plecach, mocno przycisnęła dłonie do twarzy. Z trudem stłumiła  cisnące się do oczu łzy. Była osowiała, niemrawa, nadal senna.
Żywa. Pomimo wszystko.
— Naruto — wychrypiała, opuszczając ręce.
— Nawet nie wiesz, coście nawyrabiali — mruknął Shikamaru.
— My?
Do pomieszczenia wkroczył Sasuke.
Sasuke. Sasuke. Sasuke.
Sakura spanikowała. Jej serce natychmiast przyśpieszyło, zaś w ciele rozpowszechniła się gwałtowna fala ciepła. Spojrzenia jej i Uchihy spotkały się, ale na krótko. Przerażał ją — Sasuke sam w sobie i sposób, w jaki na Sakurę patrzył. Odgrzebywał w jej głowie wspomnienia z Kraju Żelaza — tej feralnej wyprawy, której się podjęła, gdy zrozumiała, że dla Uchihy nie ma już ratunku. Jego oczy — czarne i fioletowe — pozostały chłodne, bez emocji.
— Sasuke-kun. — Nie poruszyła się. Leżała na wznak i nawet głowę ustawiła prosto, żeby móc gapić się na sufit. Siedemset trzydzieści dni, pomyślała. Siedemset trzydzieści dni, Sasuke, a jedyne, co dostaję od ciebie to pogardliwie spojrzenie.
— Sakura — powiedział krótko.
Zawsze wymawiał jej imię w specyficzny sposób. Nigdy nie potrafiła ubrać tego w słowa, ale miała przeczucie, że Sakura zasłużyła na specjalne traktowanie w jego ustach.
Poddała się. Uległa.
Spojrzała.
Sasuke miał na sobie krótką, szarą tunikę z rozcięciami po bokach i materiałowy napierśnik z sygnaturą klanu Uchiha. Kikut lewego ramienia schował pod szerokim rękawem, zaś drugie, kompletne, obwiązał elastyczną tkaniną, czymś na podobieństwo bandaży. Był wyższy niż zapamiętała, szerszy w ramionach i jakby dostojniejszy.
Choć była prawie pewna, że nie ma do czynienia z oszustem, przywarła zapobiegawczo do ściany, gdy się zbliżył.
— Pocałuj mnie — poprosiła niewyraźnie.
Sasuke zatrzymał się w półkroku, lecz na jego twarzy nie zaszła żadna zmiana.
— Nie dowiem się, dlaczego ona wciąż domaga się od niego pocałunku, prawda? Za cholerę nikt mi tego nie powie. — Shikaramu dźwignął się z taboretu. Sakura nie odpowiedziała, mimo że mogłaby rozwiać wątpliwości. Skupiała się jedynie na Sasuke, a ponieważ on nie pozostał jej dłużny, postanowiła z uporem przeciągać walkę na spojrzenia. Za bardzo tęskniła, by teraz unosić się honorem. — A gdzieżby tam — westchnął Nara. — Naruto, zacznijcie w końcu gadać, co trzeba. Kakashi kazał zdać raport. Jest… zaintrygowany, jeśli to dobre określenie.
— Gadaj więc — zagrzmiał Uzumaki. Gdy ustawił się obok Uchihy, Sakura przegrała pojedynek. Ciekawość poprowadziła jej wzrok na przyjaciela — zauważyła podkrążone, zasinione oczy, zmarszczki na czole i ściągnięte w oczekiwaniu brwi. — Sasuke! — Trącił go łokciem. — Przestań się gapić. Zacznij mówić.
Sasuke nadal się gapił.
— Sakura-chan? — Naruto poszedł za jego przykładem.
— Witaj w domu — powiedziała do Sasuke, usiłując podnieść się do siadu. Wyszło niezgrabnie, musiała pomóc sobie rękami, poza tym czuła jakby jej waga wzrosła co najmniej trzykrotnie. Nie zdawała sobie dotąd sprawy z osłabienia organizmu. Uchiha, ku jej zmartwieniu, przyjął te słowa z obojętnością.
— Sakura-chan, ostrożnie — upomniał ją Naruto, ale nie poruszył się, utrzymywał dziwny dystans, do którego Sakura nie widziała powodu.
Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu.
— Dlaczego tutaj jestem?
— Trudno będzie odpowiedzieć na twoje pytania — powiedział Shikamaru. Oczy miał załzawione, zapewne po ziewnięciu. — Sprawa wygląda następująco: wtargnęłaś przed bramy, krzyczałaś z bólu, poprosiłaś Sasuke o pocałunek, upadłaś, a potem naprzemiennie mdlałaś i odzyskiwałaś przytomność. Jedyną konkretną informacją, jaką uzyskaliśmy od Sasuke było zapewnienie, że przeżyjesz. Kazał przeczekać noc.
Sprawdziła ślad po igle, pamiątkę nieuwagi.
— Wszystko skrupulatnie oczyściłem i zdezynfekowałem — zaręczył Naruto, dostrzegając jej zainteresowanie. — Nie martw się tym.
— Dziękuję. Za to, że przy mnie czuwałeś również. Pamiętam, Naruto. Widziałam... Musisz... być naprawdę zmęczony.
— Może trochę — uśmiechnął się. — Zrobiłem, jak trzeba.
— Co to był za rodzaj trucizny? Wezwaliście medyka, aby ją usunął? Określił stopień toksyczności? Jaka była dawka substancji?
— To nie była trucizna — wyznał Sasuke.
Sakura patrzyła na Naruto.
— Więc co takiego?
— Najpierw ty — oświadczył nagle Uchiha.
— Ja? — zdziwiła się.
— Ona? — zawtórował jej Naruto.
— To chyba dość oczywiste. Dała sobie coś wstrzyknąć. Niech opowie, jak do tego doszło.
— Sakura-chan?
Nie wiedzieli.
Sakura pamiętała — wszystko, łącznie ze szczegółami, na które w innych okolicznościach nie zwróciłaby uwagi. Pamiętała, lecz nie miała zamiaru ujawniać szczegółów tego, co ją spotkało. Nie miała też ochoty dłużej przyglądać się Sasuke, mimo rozsierdzającej tęsknoty wewnątrz.
Sasuke… Sasuke nie był tym, który z uśmiechem zadeklarował swój powrót. Nie był nim. Ani ten — zdystansowany, groźny — ani tamten… fałszywy.
— Dlaczego tutaj jestem? — powtórzyła pytanie sprzed chwili. — Dlaczego akurat tutaj?
— Bardzo cierpiałaś… — odrzekł Naruto.
— Pamiętam.
— Pomyślałem, że najrozsądniej będzie przynieść cię tu, do Sasuke — skoro wiedział, co ci dolega. Zaufałem mu — spuścił wzrok, wściekł się — ale ostatecznie to ja musiałem spędzić noc przy twoim łóżku.
Sakura udała najlepiej jak potrafi; udała, że obojętność Uchihy nie wywarła na niej żadnego wrażenia.
— W Konohagakure widziało cię wiele osób. Początkowo planowaliśmy nie wtajemniczać w to nawet Kakashiego, ale… sprawy wymknęły nam się spod kontroli. Ludzie… dużo opowiadali. Zbyt dużo.
— Co opowiadali?
— To nieistotne — rzekł Sasuke. — Nie teraz. Niech skupi się na tym, co ważniejsze. Niech wreszcie nam powie.
Sakura usiadła na skraju łóżka i wyciągnęła stopy na zimne panele. W konsekwencji jej głowa zaczęła pulsować paskudnym, tępym bólem, ale nikomu nie ujawniła chwilowej słabości. Patrzyła na wprost zadumanym wzrokiem, starając się odeprzeć nalot znajomych uczuć; poniżenia, frustracji, goryczy. Czuła się w ich obliczu niczym nowicjusz, a przecież jej wewnętrzna wojna trwała od ponad siedmiuset trzydziestu dni.
— Sakura-chan, proszę — usłyszała Naruto. — Oszaleję, jeśli zaraz wszystkiego się nie dowiem!
Sakura przełknęła.
— Straciłam czujność. Po prostu. Przyszedł, wytrącił mnie z równowagi i wstrzyknął… to coś. Myślałam, że umieram — wyznała, nie rozwlekając się. Za wszelką cenę chciała zachować dla siebie wszystkie szczegóły. Wiedziała, że te zeznania były wyjątkowo niekompletne i niczego nie wyjaśniały.
— Kto przyszedł? — Naruto spojrzał na nią skołowany.
— Ktoś.
— Nie wiesz? — naciskał.
— Nie wiem — warknęła. Czuła na sobie wzrok Sasuke. — Nie widziałam… jego twarzy. Prawdziwej twarzy.
— Prawdziwej?
Nie zdążyła się wściec. Szelest papieru sprawił, że na chwilkę zamarła w przerażeniu. Nienawidziła szelestów papieru całym sercem. Zobaczyła jak Sasuke sięga do kieszeni, po czym przekazuje Naruto pognieciony list. List, który niejednokrotnie deformowała uciskiem pięści; którego treść potrafiła wyrecytować z pamięci.
Spróbowała wykraść go z rąk Uzumakiego, ale był szybszy, wycofując się.
Przeczytawszy zwięzłą wiadomość, popatrzył na Sasuke.
— Nie napisałem tego — wytłumaczył mu Uchiha.
— Ktoś się pod ciebie podszył — bardziej stwierdził niż zapytał. — Podszył się, żeby zwabić Sakurę-chan. A ona… — Oho, doskonale znała ten wzrok. Wyrażał najczystszą formę współczucia i żalu. — Myślałaś, że to…
Shikamaru wyrwał list z rąk Uzumakiego. Przewertował.
— Ah, spotkanie poza wioską. Bez ryzyka złapania przy bramach. Ale — zamyślił się, patrząc podejrzliwie na Uchihę — dlaczego Sakura?
Nikt mu nie odpowiedział.
— Ten ktoś wiedział o jej listach, adresowanych do ciebie. Znał jej imię.
Sasuke potwierdził skinieniem głowy.  
— Skąd to masz? — wtrąciła, a głos jej drgnął. Wie, pomyślała. Wie, że połknęłam haczyk, ba! Wie kim był ów haczyk. Sakura nie rozumiała dlaczego Uchiha rozpatruje tą sprawę publicznie, na oczach Naruto oraz Shikamaru, chociaż ewidentnie ich nie dotyczyła. Sasuke stał nad nią sprawiając wrażenie wroga, który chciał ją pogrążyć, zamiast przyjaciela, pragnącego rozwikłać wszystko wspólnymi siłami. — Ta osoba… — odezwała się trochę śmielej i prawdopodobnie zawdzięczała to niechęci, którą żywiła do oszusta. — Ona ci to dała? Znalazłeś ją? Masz z tym coś wspólnego?
— To, że ma z tym coś wspólnego już ustaliliśmy — powiedział Shikamaru, krzyżując ramiona.
— To, że znalazł tę osobę też — dodał Naruto i popatrzył pogardliwie na Uchihę. — Skoro o wszystkim wiedziałeś, po co wypytujesz Sakurę-chan?
Sasuke milczał.
— Gadaj, co wiesz i przestań z nami pogrywać. Mam już powyżej uszu zabawy w zgadywanki, tym bardziej, że jesteś żywym źródłem informacji. Sasuke, do diabła! — Naruto pogroził mu pięścią. — Mam cię na oku. Och, nawet nie wiesz jak bardzo mam cię na oku.
Sasuke zachowywał się, jakby Naruto wcale tutaj nie było; jakby nie skarżył mu się na uchem, nie irytował, indagując. On konsekwentnie go lekceważył. Znów obserwował Sakurę.
— Czujesz się inaczej? — zapytał nagle.  
— Nie sądzę. Czuję się… normalnie — okłamała go. Pomyślała o smutku, rozgoryczeniu, poczuciu niesprawiedliwości; o siedmiuset trzydziestu dniach, których nikt jej nie zwróci. Ale przecież nie to go interesowało. — Powinnam czuć się inaczej?
— Nie wiem.
— Nie wie! — Naruto wyrzucił ręce w powietrze, wzburzony. — Oczywiście! Połowy nie wie, ale mógłby powiedzieć, drugą połowie wie, ale nie powie — powiedział ostro, dźgając go palcem w tors. — Jeżeli zrobiłeś to Sakurze-chan umyślnie, jeżeli łżesz, masz ukryte zamiary i…
— Zamierzasz brać teraz stronę ludzi z Konohagakure? Uważasz, że spiskuję przeciwko wiosce?
— Dość. — Shikamaru wkroczył między nich, widocznie przemęczony. — Ustalmy, co nam wiadomo — zaproponował — wykluczając oczywiście wiedzę, której Sasuke nie chciał ujawnić.
Naruto głośno wypuścił z siebie powietrze, mimo to pozostał czujny —  pilnował Uchihę, co rusz łypiąc na niego ostrzegawczo.
— Zamiast wyliczać, poskładajmy wszystko w jedną całość — powiedział Sasuke.
— Co przez to rozumiesz? Chcesz wreszcie wszystko ujawnić?
— Nie — zaprzeczył. — Skoro Sakura nie zamierza zdradzić nic więcej, myślę, że powinna spotkać się z osobą, która jest za to odpowiedzialna. Może wtedy odzyska mowę. Wtedy wszystko ujawni się samo.
— S-spotkać? — zająknęła się, usiłując wstać. Poradziła sobie całkiem przyzwoicie, ale gdy nogi miała już proste i obciążone, minimalnie się zachwiała. Sasuke przytrzymał ją, a ów serdeczny, niespodziewany gest nie zdążył nawet Sakury zszokować, bo oczy Uchihy nagle się rozszerzyły, a on sam uskoczył, jakby doznał poparzenia.
— Coś nie tak? — Naruto się zaniepokoił. Popatrzył na Sakurę z przejęciem. — Sasuke, czy coś z nią nie tak? — powtórzył głośniej.
Sasuke otrząsnął się, znów podszedł bliżej. Skonsternowany i zapatrzony przed siebie, dosięgnął jej nagiego ramienia. Mocno zacisnął na nim rękę, zamykając oczy. Sakura wstrzymała oddech.
Raz. Dwa. Trzy.
Uchiha puścił.
— Powiedz — syknął Uzumaki.
— Jest po prostu zimna. Bardzo zimna — padła odpowiedź. Naruto chciał sprawdzić to osobiście, ale Sasuke znów wszystkich zaskoczył, mocno odtrącając go otwartą dłonią. — Nie dotykaj jej!
— Co ty wyprawiasz?! — ryknął. — Dlaczego…
— Pamiętaj przed czym was ostrzegałem. — Sasuke powoli odzyskiwał równowagę. Zasłonił sobą Sakurę, potwierdzając tym samym, że dostęp do niej był kategorycznie zabroniony. — Ona może być niebezpieczna — dodał jeszcze, zerknąwszy na nią przez ramię. — Nie wiadomo jak dokładnie zadziałała ta substancja.
A więc stąd wyniknął ten tajemniczy dystans, którego przestrzegali Naruto i Shikamaru, wywnioskowała.
— Przecież czuję się… dobrze — powiedziała cicho. — Względnie.
— Nie potrafiłaś ustać na nogach — wypomniał jej.
— To nie świadczy o tym, że mogę komukolwiek zagrażać. Jestem po prostu osłabiona.
— Poza tym, jeśli mnie pamięć nie myli, przed chwilą ją dotknąłeś, Sasuke — odezwał się Shikamaru — i nic się nie wydarzyło.
— Właśnie — poparł go Naruto. — Dlaczego my nie moglibyśmy dotykać Sakury-chan? To absurdalne.
— Zatem dlaczego to właśnie wy wypowiadacie się, jakbyście wiedzieli w tej kwestii więcej ode mnie, chociaż wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to nieprawda? Róbcie, co mówię i niczego nie utrudniajcie. Tak najszybciej dojdziemy do jakiegoś konsensusu. I przywrócimy ją do normalności. — Ruchem głowy wskazał na znajdującą się za nim dziewczynę.
— Jakie są twoja podejrzenia? — zapytała. — Co miałaby powodować ta substancja, skoro nie była trucizną?
Sasuke ją zignorował.
— Masz dla niej jakieś ubrania na zmianę? — zwrócił się do Naruto.
— Shizune dała mi parę rzeczy Sakury-chan ze szpitala, jej mama też — odrzekł niechętnie. — Przynieść?
Kiwnął głową.
Naruto ruszył ku drzwiom, stawiając ciężkie kroki. Widocznie złość jeszcze z niego nie uszła.
— Sakura. — Uchiha spojrzał na nią z nieruchomą twarzą. Nie była jednak równie beznamiętna co przedtem, zanim ją dotknął.
— Sasuke-kun? — Wyprostowała się, unosząc wysoko głowę, by spotkać jego oczy.  
— Weź prysznic i przebierz się — polecił.
— A potem?
— Idziemy do rezydencji Rokudaime.
Shikamaru, oparty o ścianę, potarł swoją kozią bródkę, pogrążając się w zadumie.
— Tam go przetrzymujesz? — spytał.
— Pomysł Kakashiego. — Sasuke nie wdał się w szczegóły.
— A więc zdążyłeś się z nim rozmówić?
— Planowałem nie wdrażać w to Hokage, ale, jak wiesz, świadkowie z wczoraj mi to uniemożliwili. Skoro dowiedziałby się prędzej czy później, zasugerowałem współpracę.
Sakura przełknęła ślinę. Po powrocie Naruto, bez zwłoki odebrała od niego pakunek i zamknęła się w łazience, nie szczędząc zgromadzonym gniewnego trzasku drzwi. Przez pierwsze parę sekund nasłuchiwała czy jest obrabiana za plecami, lecz dobiegło ją stamtąd jedynie milczenie. Bardzo długie milczenie. W końcu pozbyła się ubrań z wczoraj i wlazła do brodzika. Myślała o tym, że należałoby posprawdzać własne ciało po wstrzyknięciu substancji niewiadomego pochodzenia, należałoby obmyśleć jak się zachować, gdy żenująca prawda wyjdzie na jaw. Należałoby znaleźć słowa, by stosownie wszystko opisać, należałoby zrobić, do licha, tyle rzeczy…
Ona zaś sterczała pod strumieniem niemal wrzącej wody, z głową wolną od wszelkich myśli. I tylko z jednym obrazem, jednym wyobrażeniem.
Tylko z Sasuke.
Chcąc mieć jakiś pożytek z ofiarowanej prywatności, wypuściła z oczu łzy. Zapłakała. Ostatni raz, obiecała sobie. Z całą pewnością będzie to ostatni raz.
Ale bardzo się myliła.

6 komentarzy:

  1. Wiesz co ?! Jesteś wredna ! W takim momencie skończyć ?! Hunh?! Czuję że wracam do zdrowia, ten dreszczyk kiedy czytam i chce więcej i więcej ... ! Wiesz co mam na myśli , taki rodzaj uzależnienia ... Jak dla mnie rozdział igła, nie mam się d czego przyczepić . Aaa! Coś czego ci zazdroszczę ! Postacie! Tak tak tak ... Sposób w jaki je tworzysz sprawia że są realne, namacalne, prawdziwe i rzeczywiste. To mnie intryguje. Jak ty to robisz ? I właśnie dlatego pamiętam Sanade. A Imai ma racje , rok bodajże 2008/2009 tak zaczęłam czytać blogi i nie odpuscilam a teraz w 2017 moja córka śpi , a ja siedzę i wertuje Bloga Akemi bo za dnia to człowiek czasu nie miał ... 💞 Jak w niedzielę coś dodasz to chyba padnę z zachwytu 😻

    OdpowiedzUsuń
  2. Kom że srajfona, przyzwyczaj się do błędów, złej interpunkcji i rozvieganej formy kom. Ale cóż ... Padam na twarz 😹

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa ale boskie, jestem taka ciekawa co dalej :3 pisz szybko! Tak się cieszę że wróciłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe! Posiadasz bezwzględny talent do pisania. Gdy wchodziłam na bloga sądziłam ,że będzie nudne. Całkowita pomyłka będę czekać na ciąg dalszy. Z uznaniem KAORI

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój kochany, mądry, troskliwy Naruto, moje małe blond bobo, chce go przytulić i pogłaskać po głowie, i powiedzieć, że jest cudownym przyjacielem, a Sasuke to trzeba jebnąć w głowę. Chociaż nie chcę go jebnąć, bo coś się za tym kryje wszystim. Ogólnie musiałam to napisać po przeczytaniu tego akapitu z mieszkaniem. Czas zajać się resztą rozdziału, dozo XDXD

    OdpowiedzUsuń